Wszyscy przypominają walki Cunninghama z Krzyśkiem Włodarczykiem. "Diablo" pierwszą wygrał, drugą przegrał, obie były wyrównane i nudne jak flaki z olejem. I w obu Amerykanin nic wielkiego nie pokazał. Gdyby to było wszystko, na co stać Cunninghama, Adamek rzeczywiście już mógłby w domu szykować miejsce na pas mistrza świata. Ale prawda jest taka, że w walkach z "Diablo", Steve pokazał może 50 procent swoich możliwości.
Skąd takie twierdzenie? Ano z kolejnej walki Amerykanina - z Marco Huckiem. To Niemiec był murowanym faworytem, miał zdemolować mistrza. I co? I skończył z... huckiem. To znaczy z hukiem upadł na deski. Przez 11 rund obrywał po głowie, a w 12. dał się znokautować... Cunningham pokazał wielką klasę, wolę walki i naprawdę ogromne możliwości.
Boję się, że jeśli podobnie zaboksuje jutro, Adamek będzie miał wielkie kłopoty nie tylko z wygraniem, ale nawet z dotrwaniem do końca walki.
Dlatego, wbrew ogólnemu optymizmowi, jutro nie postawię ani złotówki na zwycięstwo Polaka. Obym się mylił i obyśmy jutro po walce nie oglądali takiego obrazka...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz