Ależ się zrobiło zamieszanie po ogłoszeniu wyników plebiscytu na Najlepszego Sportowca Polski 2008. Wygrał Robert Kubica i według mnie bardzo dobrze. Ale przez wszelakie media przewala się fala krytyki. Że nie zasłużył, że to cyrk, absurd, skandal itp.
Krew mnie zalewa, gdy słyszę, że w roku olimpijskim powinien wygrać olimpijczyk. Nie mam nic przeciwko. Trzeba było zdobyć po kilka medali, albo pokazać się w naprawdę ważnych dyscyplinach. Gdyby Usain Bolt był Polakiem, zgarnąłby nagrodę dla najlepszego sportowca na bank. Albo gdyby któryś z pływaków wyłowił z basenu nawet nie osiem złotych medali, jak Phelps, ale chociaż ze 3.
Padają argumenty, że Blanik, czy Majewski zostali mistrzami, a Kubica był "tylko" czwarty. Ludziska! Gdyby Robert Kubica został mistrzem F1, ogłaszanie plebiscytu w ogóle nie miałoby sensu, bo zająłby w nim pierwsze cztery miejsca!
Prawda jest taka, że różnych sportów po prostu nie da się porównać. Można za to próbować spojrzeć na to z innej perspektywy: jak trudno w danej dyscyplinie dotrzeć na szczyt.
Ile osób na świecie uprawia gimnastykę artystyczną? Ile skacze na nartach, pcha kulą czy rzuca dyskiem? Z całym szacunkiem dla naszych mistrzów w tych sportach, ale są to NISZOWE DYSCYPLINY. W przeciwieństwie na przykład do tenisa, w którego codziennie ZAWODOWO gra kilka tysięcy ludzi, kolejne kilkanaście tysięcy trenuje jako juniorzy, a miliony codziennie grają dla przyjemności. Podobnie rzecz ma się na przykład z piłką nożną. Dlatego na przykład, gdyby któryś z naszych kopaczy nagle eksplodował talentem, przeszedł do Barcelony i strzelił w sezonie 25 goli, w tym dwa w finale Ligi Mistrzów i 3 Realowi na Santiago Bernabeu, to też zasłużybły na tytuł Sportowca Roku, nawet bez medalu olimpijskiego...
Dlatego, skoro ktoś mówi o "skandalu", to dla mnie może nim być dopiero 9. miejsce Agnieszki Radwańskiej. Nie zdobyła medalu, to prawda. Ale ona miała w sezonie 30 turniejów, a nie tak jak medaliści - tylko jeden. I osiągnęła wynik, jakiego w polskim tenisie nie było nigdy. Nawet za Fibaka. Za mało? Mniej niż na przykład medal Mai Włoszczowskiej? Widocznie...
A Kubica? Ludzie! Facet z kraju, który nigdy się nie liczył w wyścigach samochodowych, nie ma prawdziwego toru i żadnych tradycji, facet bez wsparcia sponsorów i wielkich firm - trafia do najbardziej elitarnego sportu na świecie. Do sportu, na który największe koncerny samochodowe wykładają po kilkaset milionów euro rocznie. Myślicie, że trafił tam za ładne oczy?! No więc trafia tam, i jeżdżąc w mocnym (ale znacznie słabszym od najlepszych) zespole wywalcza Pole Position, wygrywa wyścig i niemal do końca sezonu walczy o tytuł mistrza świata. W sporcie, który ogląda cały świat, miliardy ludzi. Mało?
Na koniec: ja bardzo, naprawdę bardzo szanuję Leszka Blanika, Tomasza Majewskiego, czwórkę podwójną i resztę medalistów. Szymek Kołecki jest nie tylko moim kolegą, ale też wzorem, serio - podziwiam gościa, bo jest prawdziwym wojownikiem i kozakiem jakich mało.
Ale Kubica to naprawdę jest inna półka, najdroższy, najbardziej prestiżowy i elitarny sport. I on jest tam przez ekspertów nazywany przyszłym mistrzem. To nie jest mało.
Gdzieś usłyszałem argument, że Lewis Hamilton został mistrzem świata, a plebiscytu na Sportowca Roku w Anglii nie wygrał. Był drugi za Chrisem Hoyem. Ok. Ale Chris Hoy wywalczył trzy złote medale w Pekinie, czyli dokładnie tyle samo, ile... cała reprezentacja Polski! A poza tym, Hamilton został mistrzem, ale popełnił w sezonie masę błędów. W przeciwieństwie do Kubicy.